2 listopada 2015

Snapchat - targowisko próżności


Już od dłuższego czasu nazwa "Snapchat" obijała mi się o uszy, ale wtedy nie był on tak popularny jak jest obecnie i kompletnie mnie nie interesował. Później, zdaje się korzystała z niego głównie młodzież, aż ostatecznie stał się dodatkowym narzędziem komunikacji blogerów, stacji telewizyjnych itd. W skrócie rzecz ujmując Snapchat, to aplikacja do dzielenia się zdjęciami, filmikami i wiadomościami tekstowymi z docelową grupą odbiorców (prywatną lub publiczną). Wszelkie publikowane tam treści znikają po 24 godzinach. Zainteresowanych dokładniejszym opisem Snapchata odsyłam do wyszukiwarki Google lub poznania aplikacji w praktyce.

Za co lubię tę aplikację? Przede wszystkim za kanały tematyczne np. kulinarne, gdzie codziennie pojawiają się nowe ciekawostki i przepisy. I tu właśnie wg mnie pomysł był genialny, bo Snapchat przez szybkie usuwanie treści, zmusza twórców każdego dnia do przypominania o sobie obserwatorom. Publikujesz coś, potem tego nie ma, więc musisz znów wrzucać nowe treści. Niestety nie każdy (a raczej mało kto) z polskich blogerów myśli o jakości swoich materiałów i zdjęć. Ok, wiem że Snapchat jest zwykle dopełnieniem bloga, konta na Facebook-u i Instagram-ie, ale to, co się tam dzieje woła o pomstę do nieba. Ludzie tworzą reality show z własnego życia.

Mamy więc na Snapchacie zatrzęsienie "selfie" z dzióbkami, bez dzióbków, z pieskami, kotkami, samymi nogami, stopami, butami, rękami i z czym tam jeszcze chcecie. Tego typu zdjęć może być kilka do kilkunastu dziennie. Są też filmiki, na których blogerki co chwila poprawiają swoje włosy, wybałuszają oczy i nadymają usta, mizdrząc się do telefonu, jakby był przystojnym mężczyzną. Konieczne jest używanie filtrów, żeby wyglądać jeszcze korzystniej. Ponadto praktycznie wszystkie kobiety filmują i robią sobie zdjęcia trzymając telefon nad głową, nie na wprost - żeby twarz wydawała się szczuplejsza, a oczy większe.


Są też filmiki i zdjęcia dopełniające w jakiś sposób tematykę bloga czy vloga, ale to raczej tylko pretekst do przemycania rzeczy zupełnie innej treści - pokazywania imprez, innych blogerów, swojego prywatnego życia i pracy. Do dziś na przykład nie wiem jak się ma prowadzenie strony o szeroko pojętym "lifestyle-u" (z naciskiem na modę i urodę) z chwaleniem się przed obserwatorami  jak się ruszają stopy wspomnianej pani, kiedy leży na leżaczku na działce. (Od razu widać, że tak naprawdę chce się tylko pochwalić tym, że ją ma i że jest duża). Nie mam też pojęcia jaki ma cel pani prowadząca "bloga dla kobiet z klasą", kiedy wrzuca na Snapchat filmik, na którym czeka aż przyjmie jej się farba na odrostach. Inna pani z kolei mówi o tym jak ceni swoją prywatność, po to by chwilę później pokazać dokładnie wszystkich domowników i willę, w której mieszkają. Istnieje też szereg filmików, w których możemy popatrzeć na czyjeś stopy chodzące po ulicy, albo widelec ruszający się po talerzu. Wtedy mam ochotę spytać - nie wystarczy im Instagram?

Czasem Snapchat może okazać się skuteczny w zacieśnianiu więzi między twórcą konkretnych treści a obserwatorami, czy tworzeniu lepszego wizerunku. Jednak najczęściej obnaża wszystkie ułomności danej osoby. A to dlatego, że widzimy kolejną sferę jej życia, do której wcześniej nie mieliśmy wstępu. Możemy obserwować co ta osoba robi poza blogowaniem, jak się zachowuje przy rodzinie i znajomych. Snapchat powoduje, że chce się wrzucać różne rzeczy szybko i często, bez zastanowienia. Jakaś tam cenzura pewnie zawsze jest, ale mając do czynienia z tą aplikacją chyba łatwiej podejmuje się pochopne decyzje, udostępnia coś publicznie pod wpływem chwili, by zaraz potem tego żałować. Niby wszystko znika, ale można robić zrzuty z ekranu lub znaleźć sposób na zgranie wybranego filmiku. Są osoby, które powinny np. zajmować się jedynie dziedziną, w której są najlepsze a w innych zamknąć buzię na kłódkę i niczego nie upubliczniać. Niestety tego nie robią czego efektem są długie wywody o życiu, zdrowiu etc. Ktoś, kto pierwotnie wyspecjalizował się w jednej dziedzinie, chce nam dać rozrywkę rodem z reality show i jednocześnie być ekspertem od wszystkiego. Zasiada przed telefonem, wciska magiczny przycisk i odpowiada na pytania swoich obserwatorów. Jakoś tak niefortunnie się zdarza, że im więcej pani X czy pan Y ma nam do powiedzenia, tym mniej jest to wartościowe i błyskotliwe.

Ktoś mi kiedyś powiedział, że Snapchat nie różni się wiele od vlogów, ale tu się nie do końca zgodzę. Kiedy vloger kręci filmik który ma zamiar wrzucić na Youtube, ma zwykle jakąś koncepcję tego co chce zrobić i jak to ma wyglądać. Nie siedzi w mieszkaniu tam, gdzie ma najkorzystniejsze dla swojej urody światło i nie pokazuje zdjęć stóp ani swojej własnej facjaty z dzióbkiem. Zwykle ma nad tym większą kontrolę, ogląda materiał wiele razy i pieczołowicie go edytuje. Na Snapchacie tak nie jest. Tu wrzuca się dosłownie wszystko. Czarny kot Ci przebiegł drogę? Pokaż to! Biegasz jak co rano? Pokaż swoje biegnące stopy na filmiku i sap żeby każdy słyszał jak energicznie spalasz zbędne kalorie! Oglądasz setny odcinek ulubionego serialu? Pokaż to! Jedziesz samochodem i słuchasz muzyki? Pokaż to! Mam wrażenie, że większość osób publikujących na Snapchacie kompletnie straciło kontrolę nad tym co robi. Jak już wcześniej wspominałam, niby jest jakaś cenzura własna, ale z drugiej strony jest też pokusa żeby pokazywać więcej i więcej. Bloger robi się coraz śmielszy w odsłanianiu siebie i widzi jak zyskuje dzięki temu obserwatorów. Pytanie tylko kiedy jakaś ustalona przez daną osobę granica zostanie przekroczona i to tak naprawdę na własne życzenie i czy ludzie się tym niedługo nie znudzą? Może pokazując i mówiąc za dużo blogerzy stracą swoich fanów szybciej niż ich zyskali?


Oczywiście rozumiem ten fenomen i chęć podglądania życia kogoś, kogo zna się tylko ze zdjęć, filmików lub wpisów na blogu. Ciekawość to normalna rzecz. Pytanie tylko, czy Snapchat faktycznie dobrze służy blogerom i czy ta działalność ma jeszcze cokolwiek wspólnego z blogiem, czy jest jedynie chęcią zaspokojenia swojego wybujałego ego? Skoro ktoś już zdecydował się założyć konto i regularnie coś wrzucać, to znaczy że uważa że jego życie jest na tyle ciekawe, by pokazywać je innym. Mało tego, robi to tak często jak tylko się da, najlepiej codziennie i kreuje jakiś tam swój wizerunek. Prawdziwy czy nie, nieważne. Najważniejsze, żeby chociaż trochę różnił się od zwykłego, szarego Kowalskiego, którego zadaniem ma być głównie podziwianie wspaniałości blogera, obserwowanie jakie ma fascynujące życie i jak pięknie się dziś prezentuje na dwudziestym "selfie". Niestety w większości przypadków bije z tych filmików i zdjęć wielkie samouwielbienie, brak samokrytyki i pokory. Nieważna jest jakość i treść przekazu, ważne że można się pokazać, popisać, być obiektem zazdrości, podziwu. Coś czuję, że niektórym się to odbije czkawką.


Zdjęcia: complex.com, itechsum.com. pixshark.com

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka